Kupujemy samochód! Nareszcie nasze pierwsze auto, w większości przypadków niestety nie to wymarzone, sportowe i szybkie, – ale to nic – od czegoś trzeba zacząć.

Nasz optymizm pozostaje niezachwiany, mamy uzbieraną pewną sumę pieniędzy, mniej więcej wiemy, na jakiej klasy auto możemy sobie pozwolić i zaczynamy szukać. Ach ileż ogłoszeń… Ileż modeli, ten na benzynę, ten na gaz, a ten ma dodatkowe opony zimowe – zerkamy za okno, a tam rzeczywiście aura nie dopisuje, więc stwierdzamy, że tak, koniecznie auto z zimowkami… Mija godzina, za godziną, dzień za dniem aż w końcu – jest! Znaleźliśmy – cudowne, ekonomiczne, bezawaryjne, na maxa wyposażone a do tego garażowane!

A mówią, że nie ma ideałów… Łapiemy za telefon, dzwonimy pod wskazany numer; ogłoszenie aktualne! Głos z drugiej strony, utwierdza nas, że to wyjątkowa i niepowtarzalna okazja. Dwie minuty później, jeszcze w rozwiązanym jednym bucie i niezapiętej kurtce, biegniemy do kolegi, – „bo musi koniecznie z nami pojechać – teraz zaraz już, nie ma czasu do stracenia, bo ktoś może nam sprzątnąć to cudo sprzed nosa”. Emocje coraz, większe a tu najtrudniejsze przed nami – nie dać po sobie poznać, że nam na aucie zależy… W czasie oględzin, zachowujemy kamienną, profesjonalną minę znawcy aut; po godzinie, czyli najdłuższych sześćdziesięciu minutach naszego życia, i sprawdzeniu tego, co możliwe, okazuje się, że wszystko jest w porządku i dobijamy targu. Podpisujemy umowę, płacimy i oto przyszła ta chwila – dostajemy do ręki kluczyki od naszego auta! Hurraaaa!

Z powagą agenta służb specjalnych, żegnamy się z poprzednim właścicielem, i krokiem zwycięscy udajemy się na parking, gdzie stoi zaparkowane nasze cudeńko. Wsiadamy, troszkę niezgrabnie, odpalamy autko, ruszamy i jak już nikt nas nie widzi, dajemy upust nieopisanej radości, szczęścia i dumy! O tak! Sukces, zwycięstwo – i teraz świat stoi przed nami otworem! Trzeba jeszcze tylko zatankować…